To było dla mnie zupełnie normalne i oczywiste: zupa cytrynowa. Babcia taką robiła. Ja przejęłam po babci tajemną recepturę ( hi hi) i najspokojniej w świecie karmiłam tym rodzinę, uważając, że nic wyjątkowego nie robię. Oczy mi otworzyła dopiero Joanna Chmielewska w swojej „Autobiografii”, gdzie wspomina podawaną przez jej teściową zupę cytrynową na rosole jako swego rodzaju ewenement. W każdym razie był to pierwszy moment, który mi uświadomił jej niezwykłość . A potem w jakiejś książce ( czy nie u Halbańskiego w „Potrawach z różnych stron świata”? ) doczytałam się, że zupa cytrynowa to specjalność grecka.
Moja ulubiona kuzynka wraz z małżonkiem gotują znakomicie, aczkolwiek raczej tradycyjnie. Dwa – trzy razy do roku przyjmują gości (jakieś 16 osób do stołu) i zachowując charakterystyczne dla swojego domu potrawy starają się błysnąć czymś nieznanym. Pewnego razu przygotowali zupę gulaszową, ale na skutek różnych perturbacji okazało się, że prawdopodobnie będzie jej za mało. Zaryzykowałam, zaproponowałam zupę cytrynową. CYTRYNOWA??? zdziwili się chórem. Cytrynowa. Macie tu mnóstwo piętek od cytryn, i parę nietkniętych owoców, macie kostki rosołowe , macie jajka…
Oczywiście najprostsze było przyrządzenie rosołu z drobiu. Potem do garnka wrzuciłam resztki cytryn, zagotowałam i … szybko wyjęłam, żeby nie przedobrzyć. Ubiłam mikserem dwa jajka z odrobiną soli i powoli dodawałam sok z jednej całej cytryny. No i – tu mi ręce zadrżały, bo gdyby kompromitacja! nie chcę nawet myśleć!- wlałam parę łyżek gorącego rosołu do masy jajecznej i wymieszawszy dobrze z powrotem do garnka z zupą. Cała sztuka polega na tym, żeby jajka zagęściły zupę, ale się nie ścięły. Dlatego nie wolno jej podgrzewać, ani tym bardziej zagotować.
Goście nie zostali wzięci przez zaskoczenie, każdego pytano : gulaszowa czy cytrynowa? Jakoś szybko cytrynowa „wyszła” i została tylko ta pierwsza. Gdyby nie próbowanie przy kuchni, gospodarze nie poznaliby jej smaku… A gościom wypytującym o przepis rzedły miny – tyle zachodu z tymi jajkami…
W wersji znanej mi z domu jajek nie ma. Jest rosół, ryż, śmietana i plasterek cytryny. Toteż przyrządza się to nieprzyzwoicie prosto: na talerz kleks kwaśnej śmietany, garść ugotowanego ryżu i plasterek cytryny, koniecznie ze skórką! Zalać rosołem, zamieszać. Smacznego.
na słowa o zupie cytrynowej i ja bym się bardzo zdziwiła..
Moja mama, babcia, prababcia tak samo robiły zupę cytrynową, jak Ty i ja też tak się nauczyłam, bez żółtek, na wywarze mięsnym wołowym lub ostatecznie wieprzowym. Dokładnie takie samo zdziwko miałam przy Chmielewskiej i drugie zdziwko, że to grecka zupa (chyba w książce Pałęckiej i Sobańskiego „Musaka pod Akropolem”, chyba…). Siostrą mi jesteś! 🙂
Choc o zupie cytrynowej juz slyszalam, to nigdy jej jeszcze nie kosztowalam. Ta zageszczana zoltkami pewnie jeszcze pyszniejsza, nie dziwie sie, ze pierwsza 'wyszla’ ;))
Pozdrawiam serdezcnie!
Asiejka, Bea – namawiam Was na sprobowanie, moze najpierw ta prostsza wersja?
Muscat! Jak ja zawsze marzylam o siostrze! 🙂
To bardzo mi miło! 🙂