Największy problem mam z nazewnictwem. W polskiej tradycji kulinarnej przetwory zalane solanką i sfermentowane to kiszonki ( kwaszonki). Przetwory w zalewie octowej to marynaty. A jak nazwać taki rodzaj , w którym używa się octu, ale pozwala produktowi skisnąć, sfermentować?
Na określenie takich wyrobów przyswoiłam słowo turszija.
Wikipedia sprawę opisuje tak: Torshi (Persian/Arabic: ترشى torshi ; Turkish: turşu; Greek: τουρσί toursi ; Bulgarian: туршия turshiya ; Serbian, Croatian, Bosnian: turšija) są to marynowane warzywa w kuchniach Bałkanów i Środkowego Wschodu. Słowo torshi pochodzi od perskiego torsh, co znaczy ‘kwaśny”’.
Więcej szczegółów tutaj : http://en.wikipedia.org/wiki/Tursu
Zaczęło się od przypadkowej opowieści o wrażeniach z Bałkanów, gdzie wspomniano ów smakołyk. Potem oczywiście buszowanie w internecie, eliminacja receptur i w końcu trzy różne zalewy ( i różne wsady) stanęły na kuchennym parapecie.
Bajecznie kolorowa ‘Turszija carska’, zdumiewająca składem ‘torsi’ irańska i nagle a niespodziewanie koreańskie ‘pickled vegetables’.
Najporęczniej było z tursziją koreańską: wg oryginalnego przepisu http://wn.com/pickled_veggies do słoja szły ogórki, cebula i papryka jalapeno. Tej ostatniej nie uświadczysz na polskim targowisku, więc dałam skrawek chili pamiętając, ze niekoniecznie kocham bardzo ostre jedzenie. Do słoja włożyłam ogórki gruntowe, nieduże cebule przekrojone na 4 cześci,a eksperymentalnie dołożyłam różyczki kalafiora i brokuła, kawałki słodkiej papryki, ćwiartki zielonego pomidora i wspomniany skrawek chili. Do garnka wlałam składniki zalewy i zagotowałam.
Zalewa na słój 2,5 l
500 ml wody
250 ml sosu sojowego
170 g cukru
170 ml octu jabłkowego 6%
Słój pozostawiony na słonecznym oknie kuchennym ( oczywiście codziennie próbowałam!) po paru dniach zaczął hałasować. TAK! Fermentująca zawartość wypuszczała bąbelki gwałtownie poszukujące ujścia spod pokrywkiJ I oto miałam coś na kształt małosolnych, chrupiących warzyw o wschodnim rodowodzie. Bardzo mi podeszło! Tak bardzo, ze po paru tygodniach nastawiłam następną porcję.
Za zimno się zrobiło i już nie ruszała naturalna fermentacja. Wspomogłam ją odrobiną ( tyle co łepek od szpilki) drożdży i poooszło!
Rozochocona użyłam paru kawałków ogórka i cebuli do sałatki ziemniaczanej, mieszając majonez z zalewą jak przepis nakazuje. Znakomite, oryginalne połączenie. Niby klasyka, a smakuje zupełnie inaczej!.
bardzo ciekawy przepis