Po półtorarocznym oczekiwaniu, zderzaniu się z rzeczywistością i przesuwaniu terminów nareszcie spotkały się w jednej kuchni Agnieszka i qd. Gadały, a jakże, ale też twórczo podeszły do nabytego w przedgościowym amoku kaki. Jak wiadomo, owoc to mało wyrazisty, na oko do pomidora a na smak do czego? podobny. Pan domu został obarczony misją nabycia paluszków surimi , bo ostatnio gdzieś jedliśmy w sałatce i dobre było.
Surimi okazało się wyjątkowo smaczne, z pomarańczową ( a nie najpopularniejszą czerwoną) jak na zamówienie skórką. Pokroiłyśmy więc paluszki w spore kawałki, kaki w podobnej wielkości kostki i zabrałyśmy się za przyprawianie: sól; pieprz; sok z cytryny, majonez- niedużo; skórka otarta z cytryny ( dzięki, Agnieszko, za tarki micro!). W osobnej miseczce testowałyśmy dodatek śmietany – NIE, NIE chórem i głośno! Tylko odrobina czosnku dla wyrazu i można odstawiać, żeby się przegryzło.
Podane na kolację wzbudziło należny zachwyt.
Dzisiaj zaś Agnieszka wymyśliła świetnie egzotyczną nazwę sałatki i nacisnęła mnie, żeby wrzucić w kulinarki, bo przepisu nie pamieta (!)
Voila!
Kaki tak, ale surimi to smieci sa i nie warto tego jesc.
Potwierdzam opinię jak wyżej.Kaki TAK, surimi – NIE!
No rany! Nareszcie wiem, co zrobić z tego kaki, bo samo to się zjeść nie da – za słodkie!