Mój ukochany od zawsze uwielbiał solanki. Polowałam na nie w piekarniach, w punktach sprzedaży, ale nie było to proste. Przed pracą – nie bardzo miało sens, bo trzymanie ich w torebce powodowało zwilgotnienie soli i cały urok chrupiących kryształków szlag trafiał. Po pracy… proszę pani, o tej porze????
Po latach takich podchodów, kiedy to czasami trafiałam na „solanki” z ciasta mlecznego posypane miałką solą ( są wielbiciele i takich), zaczęłam własne próby wypieku. Eeee, hmmm.
Pytałam, szukałam, próbowałam. Stwierdziłam przy okazji, że najtrudniejsze są te najprostsze wypieki: zwykły chleb, zwykłe bułki ( nadal nie wychodzą mi takie jakbym chciała).
W końcu trafiłam na przepis Kariny.
Nieco zmieniłam proporcje po pierwszym podejściu, bo ciasto wydało mi się za twarde.
Wzięłam 450 g maki pszennej 650, 1 żółtko ( białko odłożyłam do posmarowania solanek, żeby kminek i sól się przykleiły), pół szklanki mleka,pół szklanki wody, 10 g świeżych drożdży, łyżeczka soli.Ciasto wyrobiłam i odstawiłam do wyrośnięcia. Jak już sie zrobiło podwójne, przełożyłam na stolnicę, wyrobiłam i podzieliłam na dwa kawałki. Rozwałkowałam, przekroiłam promieniście na 8 częsci i posmarowawszy olejem ( żeby sie nie skleiły za bardzo w zwojach) zwinęłam solanki. Ukladałam na wysmarowanej olejem blasze. Kiedy piekarnik doszedł to 250 stopni C, posmarowałam napuszone w międzyczasie solanki pozostawionym bialkiem roztrzepanym z łyżeczką wody, posypałam kminkiem i gruboziarnistą solą . Rodzaj soli jest bardzo ważny! Sól drobna, jodowana, warzona, absolutnie się nie nadaje, wypiek robi się gorzki.
Dziękuję, Karino, bardzo Ci dziękuję.
a czy bez kmninku straca caly swoj urok?
nieee, ale bez soli na pewno 🙂