Poczytałam kolejny kawałek o śledziożercach i oczywiście zaczęłam kombinować. Na pierwszy ogień poszło wykorzystanie dojrzałego już – wszak od sierpnia stoi – octu malinowego. I tak powstały śledzie malinowe z buraczkiem dla koloru, z dodatkiem owoców z zalewy, octem malinowym i malinówką zacną dla mocy.
Jednakowoż nie zużyłam wszystkich płatów lekko solonych, więc rozbuchana pomysłowość kazała sięgnąć po za’atar. Zrobiłam kiedyś porcję według receptury: 2 części ziaren sezamu podprażonych na suchej patelni i wymieszanych z 1 częścią sumaku i jedną częścią tymianku suszonego. Wymieszałam z oliwą z oliwek extra vergine i sokiem z cytryny. No i ze śledziem pokrojonym na wygodne do konsumpcji paseczki, oczywiście!
Jeszcze na wszelki wypadek dorobiłam dwa smaki klasyczne: z cebulą po mojemu i z imbirem – jak się człowiek spodziewa gości, to podawanie wyłącznie nowych wersji może być nieco ryzykowne. Zamroziłam co trzeba…
🙂 Śledż malinowy jest przepiekny… :> polecam dodać go do „Tęczy Smaków” bo już mnie zachwycił :>