Absolutnie żelazny zestaw u nas w domu, jedno bez drugiego nieważne. Dwie niesłychanie proste w wykonaniu potrawy, które – o losie! – nie wychodzą mojej córce. Dla niej więc te słowa.
Twaróg półtłusty ( jakieś pół kilo) pokroić w kostkę i wrzucić do malaksera ( albo przepuścić przez maszynkę, albo użyć !rozpusta!gotowego mielonego). Dodać całe jajko i odrobinę soli i mąkę. Zamiesić ( tak, wiem, nie podaje proporcji, ale twaróg bywa różnie odciśnięty to i mąki różnie trzeba). Podsypując robić długie wałeczki o średnicy ok 2 cm, po czym każdy wałek „potikać ” z obu stron ( tępą stroną noża odcisnąć kratkę – klasyka) i kroić skośne kluseczki, wrzucać na osolony wrzątek i gotować jeszcze chwilkę po wypłynięciu.Podawać – ha, co dom to obyczaj; są tacy co z cukrem, ze śmietaną, u nas z tartą bułeczką na maśle zrumienioną.
A do tego zetrzeć na drobnej – ale nie ziemniaczanej! – tarce marchewkę, dodać troszkę cukru i sporo soku z cytryny , dobrze wymieszać, podawać po godzinie najmniej, żeby się przegryzło.
I to już wszystko. Smacznego, córka!
I to już wszystko. Smacznego, córka!