Katastrhrhofff! Sabotaaażżż!!! Kooo –leee- rhrhrhrhraaaa!!! zwykł rozładowywać emocje nasz znajomy Francuz. Kiedy trafiłam na przepis ‘Cholera’ szwajcarska – skojarzyło mi się natychmiast!
Przepis mnie zainspirował, a jakże, i upiekłam tarteletki z farszem nieco zmodyfikowanym i na cieście z zupełnie innej bajki – ale też kruchym wytrawnym.
Najpierw ciasto: 250 g margaryny+ 250 g wody + łyżeczka soli ( 5 g) zagotować. Tak, zagotowaćw garnku o pojemności ca 2 l. Do wrzącej mieszaniny wsypywać mieszając 500 g mąki pszennej, najlepiej mieszanej pół na pół krupczatki z luksusową ( czyli typ 550) z dodatkiem 1 płaskiej łyżeczki proszku do pieczenia. Wymieszać na ile się da, odstawić do przestygnięcia i jeszcze ciepłe ( ale nie parzące) wyjąć z garnka i miesić na stolnicy , aż ciasto będzie gładkie i elastyczne. Odłożyć, przykryć i zająć się farszem.
Trzy średnie ziemniaki ugotować w mundurkach ( najlepiej poprzedniego dnia) i pokroić w grubszą kostkę.
Trzy ładne pory ( można użyć również części jasnozielone, nie tylko białe) przekroić wzdłuż i posiekać na cienkie plasterki. Całość przełożyć na patelnię, dodać oleju dwie łyżki i pół łyżeczki masła na smak, posolić i dusić do miękkości.
Trzy łodygi rabarbaru obrać, i pokroić w plasterki ( w oryginalnym przepisie były kwaśne jabłka, wersja zdecydowanie jesienna).
Jeszcze – żeby było bardziej sytne ( i stylowe) – przygotować 200 g tartego sera ( ja dalam ser tarty no name z marketu).
Ciasto ostygło – jeszcze raz przemiesić i już można wałkować ( uwaga, ciepłe ciasto wałkuje się fatalnie!!!!!!) i wyklejać foremki albo formę do tarty. Nakładać farsz i wykańczać kratką z ciasta lub przykrywać plasterkami ziemniaków.
Piec 40 minut w temperaturze 180 stopni z termoobiegiem ( a 200 bez termoobiegu).
Podawać na ciepło.
Kooo-leee- rhrhrhraaaaaaaaaaa! to jest manifik!
ułaaa, rzeczywiście manifik:)