Co było najpierw? Chyba misy z pływającymi oliwkami i cytrynami w sklepiku na Montmartre. Potem chyba był przepis na tahine z kurczaka, gdzie jednym ze składników miały być kiszone cytryny. Co prawda polski tłumacz dodawał, że chyba można zastąpić kiszone cytryny świeżymi, bo kiszenie trwa trzy tygodnie, ale jakoś mi to nie pachniało. Potem znowu, w pasji cytrynowania, natknęłam się na przepis na kiszone cytryny, drugi, trzeci… Musiałam spróbować!
Żyłka eksperymentatorska przeprowadziła mnie przez cale cytryny nacinane tylko i z wcieraną solą, zalewane sokiem z cytryn; cytryny krojone wzdłuż na ćwiartki; cytryny nakłuwane i cytryny krojone na plasterki przed włożeniem do zalewy. .To, co powstawało, stanowczo nie odpowiadało mojemu podniebieniu. Skórka była twarda jak podeszwa, miąższ rozdziabdziany, całość raczej gorzka niż kwaśna. Niewykluczone, że inne cytryny się kisi, a inne sprowadza do Polski.
Razu pewnego robiłam sos cytrynowy do makaronu. Zostały mi do zagospodarowania cztery cytryny otarte ze skórki. Postanowiłam zaeksperymentować raz jeszcze. Pokroiłam te cytryny w plastry, obficie posypałam solą i ułożyłam na cedzaku – to żeby goryczy się pozbyć. Potem wzięłam 3 łyżki nasion kolendry, zawinęłam w ścierkę i pogniotłam wałkiem. Odlałam sok z cytryn ( słony i gorzki, do niczego sie nie nadaje) i układałam w słoiku przesypując tłuczoną kolendrą. Zalewę zrobiłam jak do ogórków kiszonych : jedna łyżka soli kamiennej na 1 litr wody. A na wierzch półcentymetrowa warstwa oleju. I odstawiłam. Po paru dniach zaczęło się bulgotanie. Po tygodniu próbowanie, po trzech po cytrynach nie było śladu , a i zalewę wykorzystałam 🙂 Od tej pory cytryny kiszone ( otarłszy najpierw skórkę do czegokolwiek) robiłam wiele razy. Mają delikatny aromat skórki cytrynowej, ale nie są twarde. Białą część jest lekko przezroczysta, jak to w kiszonkach. No i ten słono – kwaśny smak z charakterystycznym posmakiem kolendry!
Tahine nie zrobiłam do dziś.
Prezentowane na zdjęciu kiszone cytryny znalazłam zapomniane w spiżarce, gdzie stały co najmniej od lutego. Smakują jak należy.
Marynuję cytryny, bo lubię je w marokańskich daniach, ale marynuję je w całości, nacięte nacieram solą, dodaję ziarenka pieprzu, zalewam sokiem z cytryn – czyli pewnie tak, jak już robiłaś. Skórka może nie jest mięciutka, ale ja pulpę oddzielam i skórkę siekam przed dodaniem do potrawy. Każde rozwiązanie jednak jest dobre pod warunkiem, że nam smakuje efekt, czyż nie? Pozdrawiam 🙂
W Polsce nie mamy dobrych odmian cytryn, niestety…Dlatego też kiszę w całości.Uwielbiam z daniami rybnymi, do sosów i mięs.
Twój przepis mnie zachęcił do spróbowania z plasterkami. Dziękuję!
jeszcze nie robiłam, musze spróbować
Niesamowite! Nawet wyobrazić sobie tego smaku nie potrafię, więc MUSZĘ zrobić 🙂