Byłam na weselu. Wszystko był nowe i niezwykłe, bo impreza odbywała się na angielskiej prowincji, w okolicach Bristolu. Po ceremonii kościelnej goście dotarli do zajazdu „Pod świerszczem” urządzonym w stuletnim prywatnym domu. Państwo młodzi pozowali na trawniku do zdjęć, potem przyjmowali życzenia od kolejki zaproszonych gości. No i zaczęło się przyjęcie weselne. Nie, żadnych stołów i orkiestry! Na werandzie zimny bufet, w salonie na stojąco konsumpcja, co tam sobie każdy na talerzyk nałożył. Jak ja nie lubię tego barbarzyńskiego traktowania przyjemności stołu! Operowanie sztućcami, kiedy w jednej ręce talerzyk, w drugiej kieliszek ( a serwetka?! obowiązkowa !) jest praktycznie niemożliwe. Parę miejsc siedzących okupowane było przez osoby mocno leciwe. Cała reszta rozstawiała się z jedzeniem po parapetach, pianinie i innych powierzchniach.
Jadłam i ja jakieś kruche ciasto, a na nim kawałki gotowanego mięsa z drobiu i jajecznica? Niezłe, cóż to takiego? Och, powiedziano mi z pewnym lekceważeniem, to bardzo popularny w Anglii placek lotaryński, no, quiche. Pozostał ten placek w mojej pamięci smakowej i po powrocie do domu przekopałam się przez literaturę przedmiotu. Znalazłam przepisy na słone tarty z różnymi nałożeniami, wśród nich również na quiche lorraine. Prawdziwy placek lotaryński robi się z kruchego ciasta , plasterków wędzonego boczku lub szynki i zalewy z jajek rozbełtanych ze śmietanką. Kruche ciasto oczywiście bardzo tłuste i lekko posolone, bez jajek i środków spulchniających. Ja, jak to ja, potraktowałam przepis dowolnie, raczej jako inspirację , bo takiej ilości tłuszczu nie trawię. Moja wersja – zaakceptowana przez rodzinę i przyjaciół – opiera się na cieście krucho – drożdżowym. Robi się to tak:
Pół kilo mąki, 125g Planty lub smalcu, łyżeczka soli, skórka otarta z połowy cytryny ( może być aromat cytrynowy) i pięć deko drożdży z łyżeczką cukru w szklance mleka. Wiadomo: z drożdży przygotować zaczyn, mąkę posiekać z tłuszczem, dodać przyprawy i zamiesić ciasto. Rozwałkować, wyłożyć nim wysmarowaną tłuszczem formę . Przygotować nałożenie: połówkę wędzonego kurczaka wyluzować z kości , pokroić w kostkę. 6 jajek wybić do miski, doprawić solą i pieprzem, dolać cztery łyżki mleka i ubić na jednolitą masę. Dodać mięso z kurczaka, ewentualnie trochę tartego żółtego sera, wymieszać i wyłożyć na ciasto. Generalnie rzecz biorąc wszystkie quiche to ciasto – jak wyżej, plus nałożenie, może być warzywne i zalewa z jajek z mlekiem. Piec 45 minut w temperaturze 180 – 200 stopni, podawać na gorąco. Na zimno też zniknie, jak uczy moje domowe doświadczenie.
Twoj (a raczej Twoja ;)) quiche wyglada bardzo smacznie! I ja gdy po raz pierwszy takiej slonej tarty sprobowalam, zakochalam sie w nich na dobre; teraz lubie eksperymentowac z przeroznymi nadzieniami, najczesciej warzywnymi 😉
Pozdrawiam!
PS. Wlasnie odpisalam na maila…
Mam nadzieje, ze i moja wersja przypadnie Ci do smaku…
qd
ciociu to było pyszne Kasia i Kamil Sieraga 🙂