Flamandzina


Przepis na wołowinę po flamandzku wycięłam z jakiegoś czasopisma na tyle dawno, że już nie potrafię stwierdzić kto jest autorem. Od lat przygotowuje tę potrawę modyfikując ją oczywiście po swojemu. A że raz robię w ten sposób indyczynę, raz wołowinę, więc rodzina wie, że dostanie flamandzinę i tyle.Jeśli robi się to z kilograma mięsa gulaszowego, to trzeba 5-6 cebul, dużą łyżkę tłuszczu ( smalec, Planta, lub 2 łyżki oleju), 1 łyżkę mąki, trzy szklanki ciemnego piwa,2 płaskie łyżeczki cukru, 2 łyżki octu winnego, pół łyżeczki tymianku,1 listek laurowy,1 gruby plaster piernika ( bez lukru i czekolady) lub grubą kromkę czarnego chleba albo 2 kromki pumpernikla; 2 łyżki musztardy.Rozgrzać tłuszcz, włożyć mięso, obsmażyć, dodać cebule w plastrach dość cienkich, podsmażyć; dodać mąkę, wymieszać i wlać piwo. Dodać sól, pieprz, cukier, ocet, tymianek, listek i zagotować; zmniejszyć ogień i gotować pół godziny mieszając od czasu do czasu.Posmarować szczodrze musztardą plaster piernika, albo chleba ( i dodać przypraw korzennych jak do piernika) i włożyć do garnka, podlać jeszcze wodą i gotować około godziny. Jeśli na indyczynie, to gotuje sie krócej, bo potem mięso sie rozpada i jest nieapetyczne.
Moje odstępstwa: piwo daję jasne jak nie mam pod ręką ciemnego. Musztardy dodaję hojniej niż w przepisie, bardzo chętnie mieszam gładką z gruboziarnistą. Bywa, że dosypuję bułki tartej, żeby zagęścić sos. Ocet najchętniej daję ten od śliwek marynowanych.Podaję z kluskami kładzionymi, albo – od czasu jak sprawiłam sobie specjalną tarkę do galuszek ( po prostu kawał dziurkowanej blachy po której przesuwa sie pojemnik na ciasto; wszystko razem stawia się na garnku z wrzątkiem i wypuszcza kluseczki prosto do garnka) – z galuszkami.