Chciałam się popisać, trudno nie przyznać. Mieli nas odwiedzić przyjaciele z Anglii: ona Polka, on Anglik. Bywali u nas wiele razy, jednak zdałoby się podać na kolację coś nowego, czego jeszcze u nas nie jedli. Tak się złożyło, że zanim doszło do wizyty, biegałyśmy razem po sklepach, ona szukała miodu innego niż wielokwiatowy i koniecznie gęstego. Okazało się, że to wcale nie takie proste…W osiedlowym samie trafiłyśmy wreszcie na to co trzeba. Moje oko padło na stos słoików z chrzanem – a działo się to w Wielki Wtorek – i doznałam olśnienia: dorsz w chrzanie! Upewniłam się jeszcze, że ryby są przez nich jadane i kupiłam dwa słoiki chrzanu i dwa opakowania kwaśnej śmietany.
Następnego dnia pobiegłam po rybę i wzięło mnie na wspominki. Aż trudno uwierzyć, że był czas, gdy ludność była usilnie namawiana do konsumpcji dorszy, kerguleny, halibutów i innych morskich przysmaków. W świadomości konsumenckiej było to jedzenie mało wykwintne (chyba że węgorz, koniecznie wędzony), choć tanie. To se ne wrati, jak mówią nasi południowi sąsiedzi. Sandacz w dzwonkach – surowy! – za kilogram kosztuje tyle, co extra salami. Kergulena bywa bardzo rzadko, kosztuje dużo i ciągle jest znakomita. I tylko śledzie w marcu mają cenę zbliżoną do mojej kieszeni. Dziś jednak nie o śledziach będzie, tylko o potrawie z dorsza, która ma tradycję u nas w domu trzypokoleniową. Nigdy i nigdzie nie spotkałam się z podobną propozycją, a jedzonko jest pyszne.
Najlepszy jest świeży dorsz. Może być morszczuk, mintaj, albo inna chuda morska ryba mrożona. Kawałki posolić, skropić sokiem z cytryny, obtoczyć w mące i obsmażyć. Koniecznie! Inaczej potrawa jest zbyt mokra. Przygotować naczynie żaroodporne, posmarować olejem i ułożyć na dnie kawałki ryby. Słoik chrzanu – raczej taki duży (0,33 l) – wymieszać z dwiema łyżkami kwaśnej śmietany i rozprowadzić chrzan na rybie.
Dwie średnie cebule pokroić w grubsze plastry albo grubo posiekać i położyć na chrzan równo i dekoracyjnie .
Teraz ostatnia warstwa: kwaśna, gęsta śmietana.
Nie przykrywać! W piekarniku w temperaturze dwustu stopni pieczemy potrawę tak długo, aż ze śmietany zrobi się brązowawa skorupka. Trwa to około jednej godziny – przynajmniej teoretycznie. Bywa, że dopiero po dziewięćdziesięciu minutach wierzch zapiekanki przybiera przyjemny złoty kolor.
Tak właśnie zdarzyło się ostatnio. Dobrze, że goście chcieli pogadać i potrawa spokojnie „doszła”. Zwykle podaję do tego pieczywo , najlepiej wiejski chleb z dużego bochenka. Moim gościom smakowało, nie zostawili ani odrobiny i poprosili o przepis. Mam wrażenie, że nie była to czysta kurtuazja. A nawiasem mówiąc, można zapiekanego dorsza z chrzanem jeść i na zimno.
Bardzo mi się tan dorsz w chrzanie podoba! Na zimno też pewnie mi zasmakuje. Zapisuję do zrobienia 🙂
Dietetycznie mozna uzyc zamiast smietany jogurtu niskotluszczowego rozbitego z jajkiem.Jak zrobisz daj znac jak Ci smakowal:)
Ja robię podobnie różne ryby – nie tylko dorsza.Przepis jest dość znany…